Płonące liczydło

Piszę dużo. Można to porównać do kochania – nie da się kogoś za mocno darzyć tym wyjątkowym uczuciem. Mimo wewnętrznych dylematów jestem zdania, że nie da się także przesadzić z pisaniem. Czy jest się zadowolonym ze swojej pracy, to już inna kwestia.  

Kiedy przemawia złoto, elokwencja jest bezsilna – pisał Erazm z Rotterdamu w "Pochwale Głupoty". Tak, stałem się zakładnikiem tego świata, goniącego za pieniądzem. Mimowolnie biorę udział w "wyścigu szczurów". Pech chciał, że uczyniłem to za pomocą życiowej pasji. Oczywiście, każdy pytany odpowiada, że chciałby się utrzymywać z robienia tego, co kocha. Należy docenić to, gdy ktoś znajduje się w tym gronie szczęśliwców. Ja doceniam, ale... 

Specyfika pisania jest jednak nieporównywalna do innych "branż". To, co przelejesz na papier, już zostanie z tobą. Siłą rzeczy w tę niezbyt delikatną materię wkrada się kalkulacja. Przychodzi to z wiekiem, przynajmniej w przypadku mojej skromnej osoby. Mędrkuję się jak starzec, licząc zaledwie – dla niektórych – 21 lat. Cóż, bardzo szybko się to wszystko potoczyło. Czuję jakby to było jeszcze wczoraj, gdy nieopisywana radość wypełniała moje wnętrze z widoku wydrukowanego tekstu lub z pochlebnej opinii. 

Tak, piszę o tym z nostalgią. A dlaczego? Byłem wtedy wolnym ptakiem, z tą młodzieńczą werwą i zacięciem, którego już zaczyna brakować. Dziś, zanim pokuszę się o przelanie na papier refleksji, pomyślę nad tym kilka razy. Czy moja opinia spodoba się innym? Czy mój pogląd na pewne kwestie nie zamknie mi furtki potencjalnego zarobku? Temat z ostatnich dni, masowy odstrzał dzików – jakby to świetnie można było opisać. Z jednej strony dowalić bezdusznym myśliwym, z drugiej zaś wyśmiać ekologów. Pióro jednak nie zamierza podjąć się tego zadania, czysta kalkulacja. 

Moje życie, w obecnym etapie, przypomina liczydło. Ziarenka za, ziarenka przeciw i tam, gdzie jest przewaga, wtedy siada się do tekstu. Albo i nie. – Pisanie to sprawa prosta. Ale tylko dla dotkniętych palcem Bożym. I już przez to skazanych na wieczne cierpienie, niezrozumienie, niedostatek i zawiść – stwierdził niegdyś śp. Paweł Zarzeczny. Jestem wrażliwy na opinie innych, chcę wiedzieć co oni myślą o mnie. Takich jak ja jest więcej, ale nikt się do tego nie przyzna, żaden lokalny maczo, tudzież instagramowa celebrytka reklamująca nawet parówki za 50 złotych od zdjęcia (tu faktycznie może się nie przejmować opiniami, ale pieniądz jest czasem jak paracetamol). Bo każdy chce być sobą, iść własną ścieżką – dupa tam. Gdyby rzeczywiście tak było świat byłby piękny, a nie przesiąknięty kłamstwem, zawiścią i obłudą. 

Nie, nie czuję się wypalony artystycznie. Jeszcze. Na pewno stagnacja daje w kość, bo jednak bycie "liczydłem" to nie jest coś, co rozwija intelektualnie. Może ten tekst będzie gaśnicą na to płonące, ale niewypalone, liczydło? Pierwszy krok już zrobiony, blog "My life is my only love" (Boże, co za katastrofalna nazwa, dłuższej się chyba wymyślić nie dało) stał się po prostu moim imieniem i nazwiskiem. Dlatego witam Was na starcie nowego początku.

Pisarz nigdy nie zapomina dnia, w którym po raz pierwszy przyjmuje pieniądze lub pochlebstwo w zamian za opowieść. nigdy nie zapomina tego momentu. kiedy po raz pierwszy słodka trucizna próżności zaczyna krążyć mu w żyłach, wierząc, że jeśli zdoła ukryć swój brak talentu, sen o pisarstwie zapewni mu dach nad głową, ciepłą strawę pod wieczór i ziści jego największe marzenie: ujrzy swoje nazwisko wydrukowane na nędznym skrawku papieru, który zapewne go przeżyje. Pisarz skazany jest na wieczne wspomnienie tej chwili, bo właśnie wtedy został zgubiony na zawsze, a za jego duszę już wyznaczono cenę – Carlos Ruis Zafon. 


Brak komentarzy:

INSTAGRAM FEED

@soratemplates