Daniel Mikołajewski przebojem wszedł do podstawowego składu ekstraklasowego Rakowa Częstochowa, do którego dołączył w styczniu br. W poprzednich miesiącach młody obrońca występował głównie w IV-ligowych rezerwach Lechii Gdańsk. Z Mikołajewskim rozmawiam m.in. o sporym przeskoku w jego karierze.
Bartłomiej Malec: Można powiedzieć, że w ostatnim czasie spełniłeś swoje marzenie, marzenie o grze w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce?
Daniel Mikołajewski: Dokładnie tak, to było jedno z moich największych marzeń i właśnie to marzenie się spełniło. Teraz nie osiadam na laurach i czas na spełnianie kolejnych.
Dużo rzeczy obok ciebie w minionych tygodniach działo się bardzo szybko. Mowa tu przede wszystkim o wejściu do podstawowej “11” Rakowa. Jak czujesz się w Częstochowie?
D.M.: W Częstochowie czuję się bardzo dobrze, fajna atmosfera, otoczenie oraz ludzie. Drużyna przyjęła mnie bardzo dobrze, więc to ułatwiło mi zaaklimatyzowanie się w niej.
Jaki jest trener Papszun?
D.M.: Trener Marek Papszun jest wymagającym trenerem, mającym charakter. Uważam, że właśnie tego potrzeba w drużynach zespołowych, aby taki człowiek czuwał nad wszystkimi zawodnikami oraz resztą sztabu i wraz z nimi profesjonalnie podchodził do swojej pracy. Tak jak to wygląda właśnie w Rakowie, poprzez sztab szkoleniowy, zawodników i ludzi pracujących w klubie wszyscy mają profesjonalne podejście do tego co robimy.
Stałeś się jednym z objawień ekstraklasy, mimo iż kilka miesięcy wcześniej występowałeś w IV-ligowych rezerwach Lechii Gdańsk. Co ci pomogło w ogóle nie odczuć tego przeskoku?
D.M.: Nie mi to oceniać czy stałem się jednym z objawień czy nie. Od sierpnia 2019 roku trenowałem w rezerwach Lechii, a wcześniej cały czas byłem z pierwszą drużyną. Nie odczułem tego przeskoku, ponieważ będąc w rezerwach wiedziałem, że w zimę kończy mi się kontrakt i będę musiał być gotowy na styczeń do nowego klubu, którym jest Raków. Podszedłem do sprawy profesjonalnie i w drugiej drużynie nie obrażałem się tylko na każdym treningu i meczu dawałem z siebie wszystko, żeby tak jak już wspomniałem być gotowy w 100%, a nie dopiero wchodzić na odpowiedni poziom w nowym klubie i tracić czas.
Jak myślisz, wielu jest takich młodych zawodników, jak ty, którzy grają w rezerwach uznanych klubów a spokojnie daliby radę w ekstraklasie?
D.M.: Na pewno paru się znajdzie, chodź do tego potrzebna jest spokojna i chłodna głowa, żeby pokazać to samo, a nawet więcej w wyższych ligach, co prezentowało się w niższych. Co najważniejsze, trzeba się ciągle rozwijać.
W Lechii Gdańsk przez blisko trzy sezony nie udało ci się zadebiutować w pierwszej drużynie. Jest o to trochę żal do klubu z Trójmiasta?
D.M.: Nie mam żadnego żalu do nikogo. Poza tym przez półtorej roku kontraktu w Lechii byłem na wypożyczeniach w pierwszoligowych zespołach: GKS Tychy oraz Stomil Olsztyn. Gdy wróciłem do Gdańska z wypożyczeń okazało się, że od pół roku gram z zerwanymi więzadłami w kostce i kolejne pół roku, może nawet więcej, miałem przerwę spowodowaną właśnie tą kontuzją. Ostatni rok w Lechii wyglądał tak, że byłem nadal cały czas w pierwszej drużynie i udało mi się tylko raz być w 18-stce meczowej na mecz z Jagiellonią. Później okres przygotowawczy do obecnego sezonu przepracowany z pierwszą drużyną i w sierpniu zostałem przesunięty do drużyny rezerw i zostałem tam już do końca 2019 roku.
A gdybyś miał cofnąć czas, ponownie zdecydowałbyś się w wieku 17 lat na transfer z Podbeskidzia do Lechii?
D.M.: Nie cofnąłbym czasu i nie żałuję tej decyzji. Doświadczyłem przez ten czas bardzo dużo, poznałem tam naprawdę wspaniałych ludzi, nauczyłem się dużo od sztabu szkoleniowego oraz zawodników, z którymi tam byłem. Wspominam ten czas naprawdę dobrze, mimo to, że nie ułożyło się to pod względem piłkarskim tak jak sobie o tym myślałem. Jestem teraz bogatszy w doświadczenia i mogę wykorzystać to teraz każdego dnia.
Trzeba również podkreślić, iż rozwój twojej kariery mocno zahamowały kontuzje. Która z nich była najpoważniejsza i czy już jest wszystko w porządku?
D.M.: Troszkę borykałem się z urazami. Najpoważniejszą były więzadła zerwane w kostce. Grałem z zerwanymi więzadłami pół roku, o czym nie wiedziałem, a następnie straciłem ponad pół roku czasu na dojście do siebie w 100% po operacji i ciężkich rehabilitacjach. Na szczęście od dłuższego czasu jest wszystko dobrze i nie czuję żadnego dyskomfortu po tym urazie. Operował mnie naprawdę bardzo dobry doktor i jestem mu za to wdzięczny.
Niestety, teraz mamy przerwę od piłki nożnej z uwagi na epidemię koronawirusa. Dla ciebie chyba w najgorszym momencie, zacząłeś grać w podstawowej “11’, zbierać pochlebne recenzje …
D.M.: Szkoda troszkę, że akurat teraz, ale to nie zależy ode mnie więc pracuję ciągle mocno, żeby utrzymać się w składzie Rakowa, a nie skupiam się na rzeczach, na które nie mam wpływu. Muszę być gotowy od razu, tak jak byłem gotowy od stycznia tego roku.
Jak u was wygląda przerwa od treningów zespołowych?
D.M.: W tej sytuacji wszyscy trenujemy indywidualnie w domach. Dostajemy rozpiski od sztabu i pracujemy sami.
Wierzysz jeszcze, że uda wam się wrócić na ligowe boiska w tym sezonie?
D.M: Jestem pozytywnej myśli, że wrócimy jak najszybciej i dokończymy sezon.
Tobie oraz naszym czytelnikom wypada chyba życzyć na najbliższy czas przede wszystkim zdrowia.
D.M.: Dokładnie tak, dużo zdrowia dla wszystkich, zostańmy w domach i bądźmy świadomi otaczającej nas sytuacji. Nie panikujmy, bo to nam w niczym nie pomoże, tylko profesjonalnie i z głową podejdźmy do zaistniałej sytuacji.
fot. Łukasz Sobala/Press Focus
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz