Nie, dziękuję – nie wybiorę mniejszego zła

Wstałem jak co dzień rano, a Internet przywitał mnie artykułem zatytułowanym: „Na wybory trzeba po prostu iść”. Gazeta Wyborcza – żeby być precyzyjnym. A ja nie lubię rozkazów. Zwłaszcza takich, które ukrywają przymus pod płaszczykiem troski obywatelskiej. Nie lubię też zgniłych kompromisów i retoryki „mniejszego zła”.


Od kilku dni na X (dawnym Twitterze) krążą dwa hasztagi: #TylkoNieNawrocki i #ByleNieTrzaskowski. Kampania prezydencka zbliża się do końca, a już teraz można śmiało powiedzieć: druga tura nie będzie wyborami za, lecz przeciw. To nie przekonanie decyduje dziś o głosowaniu – lecz niechęć. Termin „wybór mniejszego zła” od lat funkcjonuje w naszym dyskursie politycznym. Ale dziś nabiera szczególnej mocy – jest realny, namacalny, autentyczny jak nigdy dotąd.


Wniosek? Oczywisty. Żaden z kandydatów nie zdołał wyjść poza granice swojego żelaznego elektoratu. Żaden nie przekonał niezdecydowanych. I to już mówi sporo o nich... Przy odrobinie kompetencji Nawrocki mógł zyskać głosy tych, którzy chcą głosować z czystym sumieniem. Trzaskowski – być może jeszcze łatwiej – tak samo. 


A jednak obaj... spartolili to.


Jak co wybory, rusza więc cała profrekwencyjna machina. „Zmień kraj – idź na wybory”, „Masz głos, masz wybór” – brzmi szlachetnie, ale ja już na te hasła nie reaguję. Nie dlatego, że mi obojętne – przeciwnie. Dlatego, że są puste.


Nie mam wpływu na decyzje polityków. Nie wiem, czy ktoś, kto obiecuje obniżyć podatki przypadkiem ich nie podniesie. Polska już nie takie rzeczy widziała. Głosując, udzielam komuś legitymacji, ale nie mam kontroli nad tym, co potem z nią zrobi. Gdy nie jestem przekonany, że kandydat jest jej wart – wolę oddać głos nieważny. Albo nie oddać wcale.


Absencja wyborcza nie jest oznaką lenistwa czy ignorancji. Jest świadomą strategią – pisał o tym już w 1957 roku Anthony Downs w Economic Theory of Democracy. Według niego, rezygnacja z udziału w wyborach może być racjonalną decyzją – sygnałem, że oferowane „produkty polityczne” nie są warte naszej uwagi. A jeśli rynek nie odpowiada na potrzeby konsumentów, to może wreszcie zacznie.


I na to czekam. 


Na koniec jedna uwaga. Zanim ktoś po raz setny powie, że „kto nie głosuje, ten nie ma prawa narzekać” – niegłosowanie nie wyklucza z debaty. Przeciwnie. Daje dystans. Nasza psychika ma to do siebie, że racjonalizujemy wybory, których dokonaliśmy – nawet te nietrafione. Bronimy „swoich”, bo w ten sposób bronimy też siebie. A z drugiej strony – gdy przegrywamy, trudno nam zauważyć sensowne decyzje zwycięzców.


Z roku na rok coraz wyraźniej widać, słychać i czuć, jak wielu z głosujących straciło zdolność patrzenia na politykę trzeźwo. Życzę więc udanych wyborów, także tych czy warto udać się do urn wyborczych, czy nie. 




Brak komentarzy:

INSTAGRAM FEED

@soratemplates