„Szczęsny” to najlepszy film dokumentalny o polskim piłkarzu, choć paradoksalnie nie jest to produkcja, która poruszy futbolowych entuzjastów. Historia bramkarza opowiada nie o tajnikach tego sportu, lecz o człowieku, jego amplitudzie emocji i relacjach międzyludzkich.


Największy mankament tego filmu? Jakkolwiek to nie zabrzmi… że jest to film. A nie serial.


W ciągu 99 minut twórcy musieli „upchnąć” dzieciństwo Wojciecha Szczęsnego, jego początki w piłce nożnej, trudne relacje z ojcem, wyjazd do Londynu w wieku 16 lat, karierę w Arsenalu, wypożyczenie do Romy, transfer do Juventusu, zakończenie kariery, a następnie „powrót zza światów” i angaż w FC Barcelonie. Do tego dochodzi jeszcze pełna wzlotów i upadków przygoda w reprezentacji Polski oraz historia z żoną, Mariną…


Jedynym winnym jest jednak sam bohater tej historii - Wojciech Szczęsny. Jego życie i historia są zbyt ciekawe, by zmieścić je w jednym pełnometrażowym filmie.


Wspomniałem o amplitudzie emocji w karierze Szczęsnego. Producenci zadbali o to, by widz mógł jej doświadczyć już od pierwszych minut. Historia zaczyna się od emocjonalnego pożegnania polskiego bramkarza z Juventusem, a chwilę później akcja przenosi się z malowniczego Turynu na szary, bez wyrazu warszawski Grochów, gdzie Szczęsny dorastał. Następnie poznajemy jego lata w Arsenalu i relację z Arsène’em Wengerem. Zaczynamy obrazkami z fantastycznego meczu 20-letniego Szczęsnego na Old Trafford z Manchesterem United, a kończymy feralnym spotkaniem z Southampton, które przesądziło o końcu jego przygody z Londynem. Ten kontrast trzyma widza w napięciu - i za to duży plus.


„Dużo było w moim życiu kobiet” – przyznał w filmie sam Wojciech Szczęsny. Nie chodzi jednak o dziewczyny pragnące związać się z piłkarzem, lecz o bliskie kobiety, które miały ogromny wpływ na jego wychowanie. Historia jego mamy - wzruszająca. Chwilę po narodzinach Wojciecha ojciec, Maciej Szczęsny, odszedł od Alicji, zostawiając ją samą z dwójką dzieci.


„Czułam się bardziej matką niż skrzywdzoną kobietą” – powiedziała Alicja Szczęsna. Piękne świadectwo.


Niezagojoną raną w historii Wojciecha Szczęsnego pozostaje jego relacja z ojcem – i to również mocno wybrzmiewa w filmie.


„Tata był moim idolem […] Zawsze bardzo się bałem ojca” – przyznał bramkarz FC Barcelony. Wojciech i Maciej nie utrzymują kontaktu od ponad 10 lat i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić.


„Moja rodzina jest w komplecie. I nie czuję, żeby w niej brakowało Macieja Szczęsnego” - powiedział brutalnie pod koniec filmu Wojciech.


Oglądając dokument „Szczęsny”, nie dostajemy kolejnej cukierkowej opowieści. Nie dostajemy też produkcji, która ma łechtać ego piłkarza (vide: film o Robercie Lewandowskim).


Zamiast tego możemy przeżyć katharsis i przekonać się, że historia sportowca może zainspirować także tych, którzy ze światem piłki nie mają nic wspólnego.